Ludzie są jak morze, czasem łagodni
i przyjaźni, czasem burzliwi i zdradliwi.
Przede wszystkim to jednak tylko woda.
~ Albert Einstein
Potężny zamek zaslanial calą powierzchnię wyspy, na której byl on wzniesiony. Budowla wydawala się unosić na wodzie, jakby plynąc wraz z prądem, wspólgrać ze spokojnymi tego dnia falami. Zludzenie zachwycające dla każdego, kto odważy się przebyć tak dlugą drogę przez ocean; popis dla bajkopisarzy oraz plotkarzy, którzy widząc tak cudowne miejsca, wymyślają mity opowiadają niestworzone historię, by tylko zdobyć uwagę sluchaczy. Jedna z nich glosi, że wyspa ta, naprawdę plynie. Zmienia swoje polożenie wraz z umykającym czasem oraz przemieszcza się, uniemożliwiając wrogom jej lokalizację albo nawet znika calkowicie, nie pozostawiając po sobie śladu. Ile w tym jest prawdy? Nikt nie jest w stanie przewidzieć, ani nawet wypowiedzieć się dlużej na ten temat - bowiem nawet mieszkańcy królestwa, nie są sklonni potwierdzić, ani jednoznacznie zaprzeczyć tej dziwnej legendzie.
Zamek nie byl wysoki. Nie byla to jedna z tych budowli, które pną się wysoko w niebo, swoimi szpiczastymi zakończeniami próbując dotknąć chmur. Charakteryzowalo ją nietypowe wejście, gdyż wrota wynurzaly się gdzieś spod wody, unosząc się, dając pozwolenie na wplynięcie do środka statkom - to byl bowiem jeden z nielicznych środków transportu, którym można bylo się tutaj dostać, lecz nie jedynym. Dla stworzeń latających, zbudowano specjalny taras, gdzie mogly one spokojnie wylądować oraz - wpuszczone przez straż - dostać się do środka.
Zamek nie byl wysoki. Nie byla to jedna z tych budowli, które pną się wysoko w niebo, swoimi szpiczastymi zakończeniami próbując dotknąć chmur. Charakteryzowalo ją nietypowe wejście, gdyż wrota wynurzaly się gdzieś spod wody, unosząc się, dając pozwolenie na wplynięcie do środka statkom - to byl bowiem jeden z nielicznych środków transportu, którym można bylo się tutaj dostać, lecz nie jedynym. Dla stworzeń latających, zbudowano specjalny taras, gdzie mogly one spokojnie wylądować oraz - wpuszczone przez straż - dostać się do środka.
Dzień był dość upalny, jednak nie stanowiło to wielkiego problemu mojej osobie, gdyż dzięki mojej mocy, pozostaję wiecznie zimna, nie odczuwam chłodu. Idealny poranek na wypełnienie misji - porozumienia się z władcą Wodnego Królestwa w celu ewentualnego sojuszu. Byłam tylko ciekawa, czy przekonam go moja osoba. Jednak postanowiłam za wszelką cenę postawić na swoim i się nie poddać.
Zmęczona pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od Królestwa. Gdy tylko wylądowałam, strażnicy podeszli do mnie z lekko zdziwionymi minami. Dość szybko wytłumaczyłam im mój powód przybycia i bez większych oporów ze strony straży zostałam zaprowadzona w odpowiednie miejsce. Nie powiem, trochę o trwało, lecz w końcu znalazłam się tu, gdzie powinnam - przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do sali, gdzie miałam być przyjęta przez kogoś ważnego.
Zmęczona pokonałam ostatnie metry dzielące mnie od Królestwa. Gdy tylko wylądowałam, strażnicy podeszli do mnie z lekko zdziwionymi minami. Dość szybko wytłumaczyłam im mój powód przybycia i bez większych oporów ze strony straży zostałam zaprowadzona w odpowiednie miejsce. Nie powiem, trochę o trwało, lecz w końcu znalazłam się tu, gdzie powinnam - przed wielkimi drzwiami prowadzącymi do sali, gdzie miałam być przyjęta przez kogoś ważnego.
Upalne dni nie byly tutaj tak wielkim utrapieniem. Woda akumulowala cieplo, a wszelka duchota chowala się, dzięki wilgotnemu powietrzu. Najwidoczniej to miejsce, oprócz minusów - jakim byl między innymi trudniony dostęp - mialo też widoczne plusy.
Nie spodziewal się nikogo w królestwie. Wiadomość o niezapowiedzianym gościu byla dla niego zaskakująca i poniekąd zastanawiająca. Zgodnie z tym, co go poinformowano, byla to istota skrzydlata, aniol o bialym pierzu, niosącym ze sobą ważną do przekazania informację - szczególów mu nie przekazano, przez co reszty zapewne dowie się u samego źródla.
W drodze, pozwolil sobie na krótką chwilę zastanowienia. Slyszal ostatnio pogloski na temat pewnych sprzeczek - byly one jednak na tyle male oraz dla jego królestwa nieistotne, że szczerze wątpil, by nagla wizyta mialaby mieć z tym cokolwiek wspólnego. Dopóki harmonia i spokój nie są zaklócone, nie trzeba się o nic martwić.
Rozproszywszy swoje dotychczasowe przemyślenia, wszedl do sali, gdzie mial na niego czekać jego gość.
Nie spodziewal się nikogo w królestwie. Wiadomość o niezapowiedzianym gościu byla dla niego zaskakująca i poniekąd zastanawiająca. Zgodnie z tym, co go poinformowano, byla to istota skrzydlata, aniol o bialym pierzu, niosącym ze sobą ważną do przekazania informację - szczególów mu nie przekazano, przez co reszty zapewne dowie się u samego źródla.
W drodze, pozwolil sobie na krótką chwilę zastanowienia. Slyszal ostatnio pogloski na temat pewnych sprzeczek - byly one jednak na tyle male oraz dla jego królestwa nieistotne, że szczerze wątpil, by nagla wizyta mialaby mieć z tym cokolwiek wspólnego. Dopóki harmonia i spokój nie są zaklócone, nie trzeba się o nic martwić.
Rozproszywszy swoje dotychczasowe przemyślenia, wszedl do sali, gdzie mial na niego czekać jego gość.
Weszłam do sali i grzecznie zajęłam miejsce siedzące, czekając na osobę, która mnie przyjmie. Nie chowałam skrzydeł, nie miałam na to ochoty. Musiałam trochę poczekać, więc postanowiłam zająć czymś ręce. Stworzyłam małą kulkę lodu z wody stojącej na stoliku i zaczęłam obracać ją delikatnie w dłoniach. Coś robić trzeba, więc czemu by nie akurat to?
Uśmiechnęłam się delikatnie, podziwiając, jak moja "zabawka" zgrabnie porusza się między moimi palcami i o mało nie zapomniałam o reszcie świata, gdyby nie dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam zielone oczy do góry, nie wierząc własnym oczom. Czy to...
- Makura? - odparłam oszołomiona, momentalnie sztywniejąc z powodu szoku. TAK! TO NA PEWNO ON!
Nie przyjąl jej w sali tronowej, glównie z powodu, że strażnik jej tam nie przyslal. Jakkolwiek niemożliwie to brzmialo, trafil się ktoś na tyle niekompetentny - bądź obdarzony wyjątkową empatią, gdyż po męczącej podróży nie chcial narażać gościa na kolejne męki spowodowane dlugim staniem (w sali tronowej nie bylo krzesel innych, niż sam tron) - że pozwolil sobie odprowadzić pannę w miejsce, które sam wybral za odpowiednie, wymuszając mniej formalne przekazanie informacji bądź prośby.
Zaś Nautilus nie mial mu tego za zle. Widząc ten uskrzydlony cud, który zawital do jego królestwa, pozwolilby sobie na podarowanie jej większej wygody, niż samo krzeslo oraz pojedynczej szklanki wody.
- Slucham...? - zapytal. Nie bylo to pewne, chlopak prędzej się zdziwil, że nazwano go w ten sposób, niż wykazal zainteresowanie tym, co siedząca przed nim dziewczyna ma do powiedzenia. Makura? Dawne przezwisko najwidoczniej nie zostalo na dlugo w jego pamięci, przez co Nautilus zapomnial, że takie kiedykolwiek istnialo oraz bylo przypisane do niego.
Czyżby mnie nie pamiętał? Zapomniał? Mój uśmiech momentalnie zgasł i pojawił się smutek. Oczy lekko zaszkliły i przybrały szczenięcego wyrazu. Odchrząknęłam. Skoro tak, powinniśmy chyba przejść do formalności.
Wstałam zgrabnie z krzesła i wrzuciłam kostkę lodu do szklanki, po czym poprawiłam bransoletkę na ręce. Zaplotłam dłonie z tyłu i skierowałam wzrok na osobę stojącą przede mną. Tak dobrze znane rysy twarzy, które ani trochę się nie zmieniły...
- Przysłali mnie w celu negocjacji. Chcieliśmy prosić o pomoc. - zaczęłam wcześniej obmyśloną mowę, nie kryjąc delikatnego smutku w głosie.
Nie trudno bylo przeoczyć takiej zmiany w jej nastroju. Uśmiech przestal rozświetlać twarz, oczy zaszklily się, posmutnialy i wydawaly się wypelnić czymś w rodzaju żalu(?) - dziewczyna nawet nie odwrócila wzroku, dlatego mógl to zaobserwować bez problemów.
Nie mógl zaprzeczyć, chcial cofnąć te slowa, acz wiedzial jednocześnie, że to nic by nie zmienilo. Dalej by nie pamiętal, a brodzić w klamstwach oraz zapewnieniach o pamięci - czy to mądre rozwiązanie?
Minęly lata - dla Nautilusa byl to nawet czas dluższy, niż dziesięć lat, gdyż opuścil szkolę o wiele wcześniej. Usprawiedliwienie marne, jednakże zawsze jakieś istnialo.
- W jakiej sprawie? - zapytal, postanawiając przystać na tę zmianę tematu. Mial olbrzymią ochotę dopytać się, o co wcześniej chodzilo, jednakże wciąż - byly sprawy ważne oraz ważniejsze, a on musial wybrać, które należy zalatwić najpierw, a które odrzucić na bok.
Przełknęłam ślinę, zacisnęłam mocno dłonie, sądząc, że to w jakiś sposób załagodzi żal zbierający się w środku. Jedna część mnie kłóciła się z drugą. Chciałam rzucić mu się na szyję i mocno uściskać, ale...
- Nie wiem, czy do Was dotarły wiadomości, że upadli się zbuntowali. Zaleźli nam mocno za skórę i nie tylko nam... - zaczęłam wyjaśniać pomału, gdyż czułam, że niedługo i głos może zacząć się mi załamywać, dlatego od niedawna zaczęłam usilnie wpatrywać się w ziemię. Tiaaa.. Nie ma to jak namiestnik zachowujący się jak dziecko. Brawo Emi, świetna robota!
Ściągnąl brwi. Kolejne oznaki smutku, których nie mógl rozszyfrować źródla; przynajmniej nie dokladnego powodu, bo zdawal sobie sprawę, że jest to związane z nim samym.
Przymknąl wpól oczy, następnie wziąl glębszy wdech.
- Jesteśmy królestwem strzegącym równowagi i harmonii, nie stronniczym - powiedzial. Regulka wyuczona na pamięć, zawsze taka sama bądź podobna. Dobro i zlo zawsze będzie istnialo. Sprzeczki poszczególnych rejonów bądź przywódców o różnych poglądach zawsze mialy miejsce. Niektórzy stwierdzą, że to wręcz naturalna postać rzeczy. - Nie dolączamy się do osobistych konfliktów poszczególnych frakcji.
Może do swojego stwierdzenia nie dodal zbyt dużej ilości empatii, lecz nie mógl poczynić nic więcej. Mial zasady, które zostaly mu narzucone, których nie mógl za nic zmienić.
Uśmiechnęłam się delikatnie, podziwiając, jak moja "zabawka" zgrabnie porusza się między moimi palcami i o mało nie zapomniałam o reszcie świata, gdyby nie dźwięk zamykanych drzwi. Podniosłam zielone oczy do góry, nie wierząc własnym oczom. Czy to...
- Makura? - odparłam oszołomiona, momentalnie sztywniejąc z powodu szoku. TAK! TO NA PEWNO ON!
Nie przyjąl jej w sali tronowej, glównie z powodu, że strażnik jej tam nie przyslal. Jakkolwiek niemożliwie to brzmialo, trafil się ktoś na tyle niekompetentny - bądź obdarzony wyjątkową empatią, gdyż po męczącej podróży nie chcial narażać gościa na kolejne męki spowodowane dlugim staniem (w sali tronowej nie bylo krzesel innych, niż sam tron) - że pozwolil sobie odprowadzić pannę w miejsce, które sam wybral za odpowiednie, wymuszając mniej formalne przekazanie informacji bądź prośby.
Zaś Nautilus nie mial mu tego za zle. Widząc ten uskrzydlony cud, który zawital do jego królestwa, pozwolilby sobie na podarowanie jej większej wygody, niż samo krzeslo oraz pojedynczej szklanki wody.
- Slucham...? - zapytal. Nie bylo to pewne, chlopak prędzej się zdziwil, że nazwano go w ten sposób, niż wykazal zainteresowanie tym, co siedząca przed nim dziewczyna ma do powiedzenia. Makura? Dawne przezwisko najwidoczniej nie zostalo na dlugo w jego pamięci, przez co Nautilus zapomnial, że takie kiedykolwiek istnialo oraz bylo przypisane do niego.
Czyżby mnie nie pamiętał? Zapomniał? Mój uśmiech momentalnie zgasł i pojawił się smutek. Oczy lekko zaszkliły i przybrały szczenięcego wyrazu. Odchrząknęłam. Skoro tak, powinniśmy chyba przejść do formalności.
Wstałam zgrabnie z krzesła i wrzuciłam kostkę lodu do szklanki, po czym poprawiłam bransoletkę na ręce. Zaplotłam dłonie z tyłu i skierowałam wzrok na osobę stojącą przede mną. Tak dobrze znane rysy twarzy, które ani trochę się nie zmieniły...
- Przysłali mnie w celu negocjacji. Chcieliśmy prosić o pomoc. - zaczęłam wcześniej obmyśloną mowę, nie kryjąc delikatnego smutku w głosie.
Nie trudno bylo przeoczyć takiej zmiany w jej nastroju. Uśmiech przestal rozświetlać twarz, oczy zaszklily się, posmutnialy i wydawaly się wypelnić czymś w rodzaju żalu(?) - dziewczyna nawet nie odwrócila wzroku, dlatego mógl to zaobserwować bez problemów.
Nie mógl zaprzeczyć, chcial cofnąć te slowa, acz wiedzial jednocześnie, że to nic by nie zmienilo. Dalej by nie pamiętal, a brodzić w klamstwach oraz zapewnieniach o pamięci - czy to mądre rozwiązanie?
Minęly lata - dla Nautilusa byl to nawet czas dluższy, niż dziesięć lat, gdyż opuścil szkolę o wiele wcześniej. Usprawiedliwienie marne, jednakże zawsze jakieś istnialo.
- W jakiej sprawie? - zapytal, postanawiając przystać na tę zmianę tematu. Mial olbrzymią ochotę dopytać się, o co wcześniej chodzilo, jednakże wciąż - byly sprawy ważne oraz ważniejsze, a on musial wybrać, które należy zalatwić najpierw, a które odrzucić na bok.
Przełknęłam ślinę, zacisnęłam mocno dłonie, sądząc, że to w jakiś sposób załagodzi żal zbierający się w środku. Jedna część mnie kłóciła się z drugą. Chciałam rzucić mu się na szyję i mocno uściskać, ale...
- Nie wiem, czy do Was dotarły wiadomości, że upadli się zbuntowali. Zaleźli nam mocno za skórę i nie tylko nam... - zaczęłam wyjaśniać pomału, gdyż czułam, że niedługo i głos może zacząć się mi załamywać, dlatego od niedawna zaczęłam usilnie wpatrywać się w ziemię. Tiaaa.. Nie ma to jak namiestnik zachowujący się jak dziecko. Brawo Emi, świetna robota!
Ściągnąl brwi. Kolejne oznaki smutku, których nie mógl rozszyfrować źródla; przynajmniej nie dokladnego powodu, bo zdawal sobie sprawę, że jest to związane z nim samym.
Przymknąl wpól oczy, następnie wziąl glębszy wdech.
- Jesteśmy królestwem strzegącym równowagi i harmonii, nie stronniczym - powiedzial. Regulka wyuczona na pamięć, zawsze taka sama bądź podobna. Dobro i zlo zawsze będzie istnialo. Sprzeczki poszczególnych rejonów bądź przywódców o różnych poglądach zawsze mialy miejsce. Niektórzy stwierdzą, że to wręcz naturalna postać rzeczy. - Nie dolączamy się do osobistych konfliktów poszczególnych frakcji.
Może do swojego stwierdzenia nie dodal zbyt dużej ilości empatii, lecz nie mógl poczynić nic więcej. Mial zasady, które zostaly mu narzucone, których nie mógl za nic zmienić.
Uśmiechnęłam się sama do siebie z bezsilności. Doskonale zdawałam sobie sprawę, jakich argumentów powinnam użyć, ale... Ta sprawa nie dawała mi spokoju. A gdyby tak ją odłożyć na później?
- Nie pamiętasz mnie, prawda? - spytałam, spoglądając na niego ze smutkiem.
To niemożliwe, żeby nawet najmniejsze zdarzenie nie zostało w jego pamięci. A może... Może on po prostu nie chciał pamiętać? Może nie mógł?
- Emi. Magiczna akademia. Siostra Mike'a. - rzuciłam pojedyncze hasła, żeby chociaż po części odświeżyć jego pamięć. - Wyjechałeś bez pożegnania... - dodałam ze smutkiem, po czym natychmiast postanowiłam doprowadzić się do porządku. Nie, nie mogę. - Przepraszam, nie powinnam. - poprawiłam się, przywdziewając maskę obojętności na wspomnienia związane z chłopakiem. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie jesteście stronniczy, jednak czy nie powinniście zaingerować, gdy upadli zaburzają harmonię? - kontynuowałam sprawy "ważniejsze".
Rozmowa stala się jeszcze bardziej skomplikowana. Anielica postanowila pomieszać jeszcze bardziej, nie mogąc się zdecydować, czy chce kontynuować wcześniejszy temat, czy kontynuować sprawy "czysto slużbowe". Ambaras niemożliwy, choć jest w nim pomoc.
- Nie mamy na to potwierdzonych dowodów. Gdy one się pojawią, pomyślimy ponownie nad propozycją wspólpracy - stwierdzil. - Niemniej, będziemy mieli tę sprawę na oku - dodal. Zainteresują się, zajmą się obserwacją i jeśli się okaże to kolejnym konfliktem między "nieskazitelnymi" pierzastymi, a upadlymi, nie zainterweniują. Te sprawy powinni zalatwiać między sobą, nie mieszając w to nikogo innego.
To potraktowal jako koniec tematu. O ile Emi nie zechce dopowiedzieć swoich trzech groszy. Niemniej, nie w tym wypadku, gdyż po wypowiedzeniu ostatnich slów, Nautilus postanowil zmienić temat.
- Zechcesz chwilę zostać w królestwie? - zaproponowal, przyozdabiając twarz subtelnym uśmiechem. - Chcialbym z tobą dlużej porozmawiać - dodal zaraz. Może i wcześniej musial zachować się poważnie; wręcz obojętnie, lecz teraz byl pewnym, że dlużej nie chce spoglądać na smutek cudu stojącego przed nim. Co więcej, jest sposób, żeby na tę niechcianą emocję zaradzić - Nautilus w końcu ruszyl glową na tyle odpowiednio, by na to wpaść.
Wyciągnąl w jej stronę dloń.
- Może nie pamiętam dokladnie, lecz kto powiedzial, że nie możesz mi o tym przypomnieć?
Przytaknęłam lekko głową, rozumiejąc ,że więcej nie wskóram. Ważne, że chociaż zwróciłam uwagę żywiołaka na ten konflikt. Jeśli dotrzyma słowa, będzie to drobny krok ku przodowi.
Westchnęłam i miałam już kierować się w stronę wyjścia, gdy nagle do moich uszu dotarły miłe słowa. Zamrugałam kilka razy, uniosłam wielkie oczy do góry, a kącik moich ust mimowolnie powędrował ku górze.
- Oczywiście, o ile to nie kłopot. - odparła radośnie, powstrzymując się od pisku. Następnie zwinnie schowałam skrzydła, aby mi nie zawadzały i pokonałam kilka kroków dzielących nas, aby bezczelnie chwycić się ramienia chłopaka.
- Oprowadzisz mnie? - spytałam, wbijając zielone tęczówki w jego oczy.
Uśmiechnąl się na jej slowa.
- Oczywiście.
***
Nie spieszyli się. Obydwoje zdawali się nie zastanawiać nad tym, co robią, a co powinni robić. Nieważnym byly obowiązki, do których powinien wrócić Nautilus, odpowiednia postawa oraz zachowanie, którym powinien się odznaczać wladca królestwa, jeden ze strażników. Aniol zaś nie pomyślal o tym, że powinien wrócić do swoich znajomych, nie pozwalając się o nią dlużej martwić.
Pokazal jej komnaty, w międzyczasie prowadząc swobodną konwersację, niezwiązaną ze sprawą, w jakiej Emi tu przyszla. Nie bylo co ciągnąć niepotrzebnego tematu; obydwoje wiedzieli, że i tak nic to nie wskóra, a jedynie zepsuje nastrój chwili obecnej.
Po skończonym zwiedzaniu, postanowil zabrać ją na taras. Chwila spędzona na powietrzu, zamiast w komnatach królestwa, zawsze byla przyjemna. Ponadto stąd mogli obserwować tę spokojną, bezkresną wodę - widok nie za ciekawy dla większości, lecz trzeba bylo docenić to, co się posiada.
Stanęłam na środku wielkiego tarasu, spoglądając z podziwem na rozległą wodę. Mój wzrok wodził z jednego na drugi koniec, aby chociaż częściowo ogarnąć ogrom, jaki zajmował ten żywioł. Uśmiechnęłam się, zachichotałam lekko, po czym pobiegłam w stronę barierki, na której pospiesznie stanęłam. Zaczęłam realizować swój pomysł. Chciałam sprawić przyjemność chłopakowi, dlatego uniosłam do góry ręce i zaczęłam nimi wymachiwać, formując na wodzie lodowy pomnik. Początkowo była to wielka bryła, lecz z czasem powodowałam, że odpowiednie fragmenty topniały, aż po dłuższym czasie uformował się zamierzony kształt - pomnik Makury.
Podążyl za nią, stając zaraz obok barierki, na której stala. W pierwszej chwili pomyślal, że dziewczyna chciala skoczyć; dla odświeżenia, zwyczajnej zabawy. Nie byloby to bardzo zlym pomyslem. Żywiol, do którego wpadlby aniol, bylby pod kontrolą żywiolaka, dlatego też wyciągnięcie Emi odbyloby się bez problemów. Acz nie musial się o to nawet martwić. Dziewczyna bowiem postanowila zrobić coś zupelnie innego, czego się nie spodziewal.
Rzeźba byla piękna. Zdecydowanie upiększala krajobraz. Teraz wzrok można bylo zawiesić nie tylko na pojedynczej chmurze bądź fali. Pomnik z lodu robil wrażenie; pamiątka, dzięki której zostanie tu schowane to wspomnienie oraz uczucia, jakie się kryly w oczach Emi, gdy go tworzyla.
Podniósl wzrok, po czym wskoczyl na barierkę.
- Merci - podziękowal, delikatnie ujmując jej rękę. Nie za bardzo go obchodzil fakt, że jeden niewlaściwy ruch i obydwoje mogą spaść w jedną, albo w drugą stronę. Zlożyl na jej dloni pocalunek. - ...moja śnieżynko.
Uśmiechnęłam się jeszcze promienniej, gdy usłyszałam podziękowania. Na policzki wkradł mi się delikatny rumieniec, gdy poczułam musnięcie warg żywiołaka na dłoni. Zadziwiający jest fakt, że mogę się czerwienić, gdy moja skóra jest lodowata. Niespotykane, lecz prawdziwe.
- Nie ma za co. - szepnęłam tylko.
Spuściłam głowę do dołu, aby chociaż częściowo zakryć policzki kosmykami krwistoczerwonych włosów. Nie trwało to jednak długo, gdyż emocje wzięły górę nad rozsądkiem i niemal skoczyłam na Makurę, przytulając się do niego, delikatnie chwiejąc się pod koniec.
- Brakowało mi ciebie. - szepnęłam mu do ucha.
Nie jest zadziwiającym to, że się zarumienila. Bardziej interesującym dla Nautiliusa byl fakt, że zarumienila się jedynie po takim muśnięciu. Życie aniola? Jednak czy wszystkie inne anioly są tak samo urocze, jak ta jedna śnieżynka? Ta jedyna w swoim rodzaju, nigdy taka sama, jak reszta platków śniegu? Jedyna?
Objąl ją w pasie mocniej. Balansowanie na krawędzi, a raczej na barierce, w przyszlości moglo się skończyć dla nich boleśnie. Teraz szczęście im dopisywalo, lecz jeśli Emi w dalszym ciągu jest tak niezdarna, jak kiedyś, nie warto kusić losu.
- Kto by za mną nie zatęsknil? - pokusil się o ten pewniejszy komentarz, po czym zszedl wraz z Emi z barierki - uprzednio ją biorąc na ręce oraz odstawiając z powrotem na ziemi.
Wydałam z siebie coś w rodzaju jęku, gdy poczułam mocniejszy chwyt na moim ciele, po czym odruchowo położyłam dłonie na torsie chłopaka. Nie wiem, czy miało to służyć jako gest obonny, aby w razie czego odepchąć się. Nie zastanawiałam się nad tym.
Gdy usłyszałam komentarz chłopaka, zachichotałam, po czym ze zdziwieniem wtuliłam się w jego ciało, gdy ten postanowił mnie chwycić w swoje silne ramiona. Niestety ta chwila nie trwała zbyt długo, więc gdy stałam już o własnych siłach, przez sekundę przez moją twarz przemknął cień smutku i lekkiego rozczarowania. Poprawiłam białą sukienkę i spojrzałam na Makurę.
- To... Co teraz? - spytałam lekko zmieszana, doskonale wiedząc, że zwiedzanie dobiegło końca. Nie chciałam jeszcze wracać do domu.
Usiadl na barierce, z której dopiero co zszedl, a uslyszawszy pytanie dziewczyny, zastanowil się chwilę. Mogliby robić dużo. Naprawdę dużo. Przez najzwyczajniejszą w świecie rozmowę po rozstanie się. Ich chwila wytchnienia mija, czas wcale nie jest milosierny, a oni będą musieli wrócić do swojego życia; każdy ze swoimi zmartwieniami.
Ale zawsze jest latwiej, gdy ma się świadomość, że druga osoba gdzieś tam jest, myśli o tobie oraz cię wspiera - nieważne, czy masz dobry, czy zly humor. Ona zawsze tam się znajduje.
- Mogę ci coś opowiedzieć - powiedzial, wzruszając ramionami. - Tylko powiedz mi, co chcialabyś ode mnie uslyszeć - dodal. Są różne tematy. Od samego królestwa, ciekawostki, plotki, mity przez tematy o pogodzie oraz wszelkie "lubię, nie lubię" polączone z poznawaniem drugiego czlowieka.
Zamyśliłam się na chwilę. O co chciałam zapytać? Było tego wiele, mogłam śmiało zasypać go pytaniami, lecz czas naglił. Musiałam się na coś zdecydować.
Usiadłam na ziemi, zadzierając głowę do góry, aby móc na niego spojrzeć. Może i nie była to najwygodniejsza pozycja, ale jak dla mnie odpowiednia. Miałam świadomość, że muszę zająć czymś ręce, więc zganęłam włosy na prawy bok i zaczęłam uplatać z nich warkocz, nie spuszczając z oczu Makury.
- Powiedz mi, czy... - zawahałam się, nie wiedząc, czy powinnam o to pytać. - ... jesteś szczęśliwy?
- Hm?
Spodziewal się wielu pytań, jednakże to zaskoczylo go swoją prostotą.
- Teraz? - rzucil dla pewności. Nie do końca byl pewnym, czy chodzi o ten moment, czy dany okres w jego życiu. Niemniej, skupi się na teraźniejszości. - Tak, jestem szczęśliwy.
Kto by nie byl? Spotkanie po latach dawnej znajomej, przyjaciólki - a może nawet kogoś więcej? Nawet, jeśli z początku przeszkodzily im problemy z pamięcią Nautilusa, teraz one zniknęly. Może dalej nie bylo pięknie, jednak przeszlość i szkolne lata powoli, niemrawo wracaly, dzięki nie bezowocnym staraniom Emi.
- Emm... Tutaj, w tym królestwie, gdzie wszystkim rządzisz. - wyjaśniłam.
Wysłuchałam jego odpowiedzi i uśmiechnęłam się delikatnie do niego. Cieszyłam się, że jest szczęśliwy, chociaż on. Muszę przyznać, że ostatnio spotykam osoby, które tęsknią za przeszłością, pogrążają się w smutku... Tak, przeszłość...
Położyłam się całkowicie i zamknęłam oczy, przywołując miłe wspomnienia oraz pozwalając wiatrowi muskać delikatnie moją twarz i włosy. Szczerze mówiąc, tęsknię za niektórymi chwilami i to mocno. Dlaczego wszystko się zmienia i przemija?
Królestwo samo w sobie nie bylo zle. Co prawda, zdarzaly się lepsze i gorsze chwile, momenty gdy musial wykazać się odpowiedzialnością, albo chwile większych bądź mniejszych zmartwień. Często też narzekal, marudzil na monotonie oraz bawil się w ciche lamanie zasad, by choć na chwilę zapomnieć o swojej roli oraz zrobić to, czego on chcial.
Niemniej, mial świadomość, że to wcale nie najgorsze, co moglo go spotkać i kiedyś może zatęsknić za tym spokojnym oraz czasami nudnawym życiem, które tylko w specjalne okazje i święta mógl ubarwić uroczystościami, balami, i tym podobnymi zabawami. Ponadto, spotkal znajomą anielicę. Uskrzydlony cud powrócil po latach, więc teraz wszystko moglo się odwrócić tylko w dobrym kierunku, racja?
(Co prawda, to myślenie bylo nieco egoistycznym; najwidoczniej żywiolakowi wypadl z glowy powód samego przybycia Emi do jego królestwa.)
- Jesteś zmęczona? - zapytal, spoglądając na dziewczynę. - Może odpoczniesz w bardziej komfortowym miejscu albo zjesz coś jeszcze przed powrotem?
Ziewnęłam dyskretnie, przetarłam delikatnie oczy, po czym spojrzałam wielkimi oczami na żywiołaka, uświadamiając sobie, że mówił coś do mnie.
- Nie, nie, nie. - odparłam pospiesznie, co mogło brzmieć trochę komicznie. - Wygodnie mi tutaj, tylko jestem trochę zmęczona po podróży. W końcu leciałam o własnych siłach przez tę długą drogę.
Szczerze mówiąc, nie wiem, czy tak na prawdę nie chciało mi się nigdzie iść i dlatego chciałam tu zostać. Przymknęłam na powrót powieki oraz podłożyłam dłonie pod głowę.
- Wiesz co? Nie chcę wracać do domu. - odparłam z lekkim smutkiem, zamykając całkowicie oczy.
Za dobrze mi tutaj, aby opuścić to miejsce. Poza tym po latach w końcu spotkałam Makurę, którego... lubię... Nie, nie chcę wracać. Nie teraz.
Wstałam gwałtownie z ziemi i podbiegłam do barierki, wychylając się za nią, aby spojrzeć w dół.
- Jeśli wyrosną mi skrzela, będę mogła tu zostać? - zadałam to jakże absurdalne pytanie.
Westchnąl cicho, nie do końca pojmując jej toku myślenia w tej chwili. Po to proponowal odpoczynek oraz jedzenie, żeby odpoczęla; doskonale zdawal sobie sprawę, że musiala przelecieć taki kawal, dlatego też wolal, żeby zregenerowala swoje sily.
I może nadal by na to nalegal, gdyby nie późniejsze slowa dziewczyny, które skutecznie mu to uniemożliwily. Nie chciala wracać. Tylko jaki byl tego powód? Mógl się domyślać bądź zapytać. Móglby, ale tego nie zrobil, gdyż po raz kolejny aniol postanowil go zaskoczyć swoją naglą reakcją.
Pokręcil glową z niedowierzaniem, nie mogąc powstrzymać też krótkiego śmiechu.
- Zawsze możesz tu wrócić - stwierdzil. Bez względu na to, czy wyrosną jej skrzela, pletwy, czy może pozostanie przy swoim bialym puchu. - I zostać tak dlugo, jak tylko zechcesz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz